środa, 29 kwietnia 2015

Fotografia i kluczyki samochodowe:)

W zasadzie przygotowywałam się do tego przez dziesięć dni. Tak się zdarzyło, że w tym czasie kilkakrotnie przemierzyłam trasę z domu do Bydgoszczy i z powrotem. Za każdym razie z zachwytem przyglądałam się wiaduktowi nad nieużywanymi od dawna torami. Okolice samego wiaduktu oraz linia starych przerdzewiałych torów porośnięte były krzewami, które o tej porze roku kwitły bosko. Niestety, ja albo nie miałam czasu, albo nie miałam aparatu (choć jak mówią, fotograf, który nie wozi aparatu stale - jak podziwiana przeze mnie Hanka - to d... nie fotograf).

Wreszcie nadszedł odpowiedni dzień. Było dobrze po osiemnastej, gdy wracałam z Festiwalu Podróżników z zamysłem zatrzymania się i sfotografowania niezwykłego widoku. Postawiłam samochód na uboczu. Chwyciłam aparat i zbiegłam z wiaduktu na okwiecone tory. Pogoda była średnia. Burza kwiatów przyciągała jednak i kusiła. A więc krzewy z prawej, krzewy z lewej, ze stania, siedzenia, kucania. Dziesięć metrów do przodu, dwadzieścia do tyłu. Na skarpę, ze skarpy. I tak przez dobre pół godziny. Napatrzyłam się za wszystkie czasy i cała szczęśliwa ruszyłam w stronę samochodu. Zrobiłam zaledwie kilkanaście kroków. Dotknęłam kieszeni. Zmartwiałam. Kluczyków nie ma. Niemożliwe. Sprawdzam jeszcze raz. Nie ma! W drugiej kieszeni - nie ma. Trzeciej kieszeni nie było. Moje zdumienie nie miało granic. Spojrzałam na okolicę innym okiem. Całe tory i okolice pięknie kwitnących krzewów porastała trawa - nowa zielona poprzetykana starymi zeszłorocznymi badylami. Robiło mi się na przemian zimno i gorąco.

Stan faktyczny był taki: kluczyki w trawie, aparat w ręku, plecak i telefon w samochodzie. Zamkniętym. Zachciało mi się śmiać. W pierwszej chwili. Po piętnastu minutach  było już mniej śmiesznie. Po głowie snuła mi się zamiana "wóz nurza się w zieleni i jak łódka brodzi" na "kluczyki nurzają się w zieleni, Ala jak łódka brodzi". Chodziłam trochę tu, trochę tam, ale sprawa wydawała się beznadziejna. Za godzinę już nic nie będzie widać. Zostawiłam poszukiwania i ruszyłam w stronę najbliższego gospodarstwa. To był dobry pomysł. Dostałam pomoc nie tylko w postaci dostępu do telefonu, ale też fajnej siedmiolatki - Weroniki, która poszła ze mną jeszcze raz na tory. Utworzyłyśmy tyralierę (jeśli możliwa jest tyraliera złożona z dwóch osób) i przeczesałyśmy teren krok po kroku. Nie muszę pisać, kto wypatrzył zgubę.  Obie byłyśmy przeszcześliwe: ja, bo odzyskałam kluczyki, Weronika, bo zapracowała na dużą porcję lodów,
A zdjęcia? Niestety, się nie udały i mimo takiego poświęcenia nie odzwierciedlają piękna tego miejsca.



Ps. W przyszłym roku pojadę tam jeszcze raz, tylko kluczyki lepiej schowam.

czwartek, 23 kwietnia 2015

Jak zwiedzić taras i kopułę Reichstagu?

Reichstag jest jednym z tych miejsce w Berlinie, które przyciągają tłumy zwiedzających. Budynek niemieckiego parlamentu był budowany przez 10 lat (od 1884 do 1894 r.). Cesarz Wilhelm niezadowolony z projektu,  nazywał budynek "małpiarnią Rzeszy", co jednocześnie miało wyrażać jego stosunek do posłów. Gmach został spalony w 1933 roku. Po II wojnie światowej go odbudowano, jednak dzisiejszy kształt otrzymał dopiero po zburzeniu muru berlińskiego.
Nowa szklana kopuła Reichstagu jest dostępna dla turystów.


Więcej wiadomości znajduje się na stronie przeznaczonej dla chętnych do odwiedzin w Reichstagu.


Zwiedzanie jest bezpłatne, ale nie można wejść ot, tak, z ulicy. Obowiązuje rejestracja. I to internetowa. Są limity zwiedzających!

Najlepiej zaplanować zwiedzanie kopuły jeszcze przed wyjazdem do Berlina i zarejestrować się online. Może jednak się okazać, że liczba miejsc dla zwiedzających na dany dzień będzie wyczerpana. Czy to oznacza, że musimy zrezygnować z wjazdu na górę? Nie! Mamy inne wyjście.
Zamiast zarejestrować się w kolejce zwiedzających kopułę, zarezerwujmy stolik w restauracji na dachu Reichstagu!. W Käfer Dachgarten-Restaurant.





Na stronie restauracji znajduje się formularz zgłoszeniowy, gdzie wpisujemy datę i godzinę rezerwacji oraz dane osobowe wszystkich osób, które się tam z nami wybierają. Restauracja jest otwarta codziennie od 9.00 do 16.30 oraz od 18.30 do 24.00. Podobno późnym wieczorem jest zdecydowanie mniej ludzi.


Jakie są ceny? Jeśli ktoś zdecyduje się na zupę zapłaci 12,50, za drugie danie niecałe 20 euro. Byłam tam z moimi koleżankami. Zestaw kawa, ciasto domowe (całkiem niezłe) i lampka wina kosztowały kilkanaście euro. Do tego kelnerka okazała się bardzo miła, co w Berlinie, przynajmniej w ciągach turystycznych, nie zdarza się często.

Rezerwacja stolika umożliwia wejście na dach, a więc także do kopuły oraz spacerowanie po całym tarasie. Skorzystanie z restauracji nie jest obowiązkowe, więc po zwiedzeniu kopuły możemy po prostu zjechać na dół i ruszyć dalej w miasto.



Pamiętajmy o jednym: bez dowodu tożsamości nie można wejść do Reichstagu. Kontrola jak na lotnisku. Kasety, rolki, prześwietlenie bagażu i osób wchodzących. Podobno niektórzy musieli nawet zdjąć buty - ale ta wiadomość nie jest potwierdzona.
Czy warto tyle przechodzić, by znaleźć się na dachu Reichstagu? Moim zdaniem, mimo tych wszystkich utrudnień, tak. Kopuła jest spektakularna, a widok z tarasu niezapomniany.