Z pamiętnika (wiecznie) początkującej fotografki (1)
Chciałabym zacząć w taki sposób: „Zdjęcia robiłam od zawsze” albo „Na przyjęcie dostałam swój pierwszy aparat. Był to prosty analogowy aparat Druh…” Niestety, nie mogę, bo to nieprawda. Zdjęciami zajmował się mój tata, ale… zaraz po moim urodzeniu. Pasja taty nie dotrwała nawet do urodzin mojej siostry w niecałe półtora roku później, stąd też ona nie ma zdjęć w niemowlęcym negliżu. A ja owszem… W szkole robili mi zdjęcia (już nie w negliżu) chłopcy lub kto-tam-aparat-miał (najczęściej właśnie komunijny). Pierwszy własny chyba kupiłam (dostałam?) gdzieś koło dwudziestego roku życia, ale nawet nie pamiętam, co to było. Nie można powiedzieć, że robiłam zdjęcia, raczej skupiałam się na uwiecznianiu chwil. Znacie to: zwiedzamy zameczek, to na tle zameczku… jesteśmy w lesie, na tle lasu… Fajne, nie?! Tyle, że nieciekawe. Jeśli ktoś je oglądał, jakoś nie pamiętam, by zachwycał się zdjęciem, słyszałam tylko: jakie na tej fotografii śliczne dziecko…, piękny dom…, zachwycające drzewo…! A o urodzie samego zdjęcia nic! Nie wiedziałam, dlaczego. Przecież zdjęcia może robić każdy… Więc byłam każdy i miałam zdjęcia… jak każdy.
(artykuł ukazał się na fotoszpilki.pl)