poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Dopóki niebo nie płacze

Kiedy już wiedziałam, że dostanę picturebooka Dopóki niebo nie płacze, byłam pewna, że będzie to niezwykłe spotkanie z książką, która należy do rodzaju "trzeba mieć w wersji tradycyjnej". Wziąć  do rąk i oswajać się powoli. Nacieszyć tym, co zewnętrzne, zanim zajrzy się do środka. Odpakowałam ją ostrożnie, żeby przypadkiem nie uszkodzić. Przyjrzałam się etui. Z jednej strony fotografia chłopca, z drugiej rysunek. Na nim ten sam chłopiec. Nie pozuje już jednak w stroju uroczystym, tylko zasypia pod chmurką z ulubioną lekturą pod pachą. Marzenia? Niebo? Sen? Każdy z tych wyrazów może być kluczem. W etui książka. Minimalistyczna jasnoszara okładka z wytłoczonym tytułem Dopóki niebo nie płacze. „NIE” wyróżnione ciemnoszarym kolorem. Krótkie zwięzłe NIE. Niezgoda  na to, co się zdarzyło, choć nikt z bohaterów książki jeszcze nie wiedział, że się zdarzy? Protest po niewczasie? Niemy krzyk?
  
Fotografia pochodzi ze strony teatrnn.pl
Wyróżnione są także nazwiska trójki autorów: Iwony Chmielewskiej* – pomysłodawczyni i twórczyni picturebooka, Józefa Czechowicza – poety oraz Abrama Zylberberga – prawdopodobnego autora przedwojennych zdjęć, których  szklane negatywy zostały  odnalezione kilka lat temu w jednej z lubelskich kamienic.

W tym przypadku na początku nie było słowa. Na początku były czarno-białe fotografie: sceny rodzajowe, rodzinne oraz portrety „ku pamięci”. Stały się one inspiracją dla Iwony Chmielewskiej. Każdej spośród wybranych fotografii przypisała wiersz Józefa Czechowicza, wybitnego poety z Lublina, który zginął w jednym z pierwszych bombardowań tego miasta w 1939 roku. Zdjęcia i wiersze połączyła własnymi ilustracjami. W tekście okładkowym napisała: Najpierw zobaczyłam setki portretów – cudem odnaleziony w Lublinie skarb.  Mieszkańcy żydowskiej dzielnicy, przez tyle lat ukryci, darowali nam współczesnym swoje spojrzenia z czasów, gdy nie przeczuwali jeszcze losu, który ich czekał. Te spojrzenia czegoś się domagały, nie dawały mi spokoju. Jeszcze bezpieczni, otoczeni bliskimi, pełni szlachetnego skupienia ludzie prosili, by ich ożywić i dodać im barw. Rzeczywiście autorka te postacie ożywiła i dodała im barw. Zastygłym w wystudiowanych pozach ludziom ofiarowała kolorowe życie w świecie sielskim, ciepłym i miłym, takim, jaki poetycko opisał Czechowicz. Znajdziemy w tych obrazach proste symbole szczęścia i radości: dwa gołąbki, baranka, kołacz, dziecięce zabawki i zabawy, gesty miłości i ufne spojrzenia. Rośliny, zwierzęta i ptaki dodatkowo podkreślają rajskość przedstawianych scen.  Ta idylla kontrastuje z naszą wiedzą o późniejszym losie ludzi z fotografii. Zginęli w czasie wojny brutalnie zamordowani. Nie ma ich, nie ma żydowskiej dzielnicy Lublina, w której mieszkali. Po większości nie zostało nic: ani imię, ani nazwisko, ani nawet grób**. 


Fragment książki "Dopóki niebo nie płacze". Pochodzi ze strony teatrnn.pl

Książka Dopóki niebo nie płacze została przepięknie wydana przez  Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN” (o którym niedługo spróbuję napisać osobno). Warto po nią sięgnąć i znaleźć swoją interpretację historii, którą opowiada Iwona Chmielewska.

                                          

*Po raz pierwszy o Iwonie Chmielewskiej usłyszałam  kilka lat temu od znajomego (od którego dostałam też dwie książki tej autorki: Pamiętnik Blumki i Cztery strony czasu). Najpierw pomyślałam, że pomylił imię. Okazało się jednak, że nie, że chodzi właśnie o Iwonę Chmielewską, uhonorowaną wieloma zagranicznymi nagrodami twórczynię picturebooków, czyli autorskich książek obrazkowych. Nie są to zwykłe książki z ilustracjami, bo obrazy nie pełnią w nich wyłącznie funkcji ozdobnej. Stanowią element równoprawny, niosący przynajmniej tyle samo znaczeń co tekst i związany z nim symbiotycznie.  I tak jak z powieści nie można wyjąć żadnego rozdziału, tak z picturebooka nie można wyjąć żadnej ilustracji bez szkody dla całości.
              

**Iwona Chmielewska podczas wspólnego oglądania książki zwróciła naszą uwagę na jedną z fotografii. Kobieta w ciąży ma brzuch przepasany czarną wstążką. To oznaczało kiedyś, że spodziewa się pogrobowca, czyli dziecka, którego ojciec umarł, nie doczekawszy narodzin potomka. Pomyślałam sobie dzisiaj, że ta książka też jest w pewnym sensie pogrobowcem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz