Nieraz lepiej nie pojechać na koncert lubianego artysty. Wczoraj byłam na koncercie Jaromira Nohavicy w Toruniu. Przywiózł ze sobą znakomitych dwóch muzyków. Muzycznie wszystko było ok, a nawet lepiej.
W dobrym koncercie zawsze jest taki moment, kiedy wpada się w muzykę bez reszty. Tutaj też tak było. I wtedy Jaromir Nohavica powiedział kilka zdań o nieprzyjmowaniu uchodźców. Konkluzją było stwierdzenie, że Czesi na pewno ich nie przyjmą i ma nadzieję, że Polacy też nie. Stanęły mi przed oczami dzieci z Aleppo, gruzy tego miasta i wszystkie okropności wojny. Nastrój diabli wzięli, większość sympatii dla Nohavicy też. Jakoś łączyła mi się z nim wrażliwość na życie i krzywdę, głębia obserwacji i duża umiejętność wnikliwej refleksji, zwłaszcza że wiele w życiu przeszedł (także ze swojej winy). Każdy ma prawo do własnych poglądów, on też, ale czy musiałam je poznać w takiej formie i w takim miejscu? Gdy jechałam na koncert, zamierzałam kupić płytę z piosenkami Nohavicy i pójść po autograf. Efekt tych kilku zdań był taki, że odechciało mi się, a w tle piosenek, które dotąd lubiłam, zawsze będę słyszała jego bezwzględne słowa. Szkoda, że pojechałam na ten koncert. Lepiej było żałować, że nie udało mi się wybrać do Torunia, i z przyjemnością dalej słuchać czeskiego barda.
Jaromir popełnił typowy błąd: wyszedł ze swojej roli. Jest artystą a został politykiem. Każdy z nas ma poglądy polityczne, ale po co z nimi wyskakiwać w sytuacji gdy się nikogo nie przekona a przyjaciół można stracić... . Łatwo.
OdpowiedzUsuńAmerykanie mają rację mówiąc, że w sytuacjach incydentalnych a krótkotrwałych (konwersacja internetowa, krótkie spotkanie towarzyskie z nieznajomymi) nie należy mylić rzeczywistości. Nigdy.
Dlatego przy takich okazjach zaoceańscy pragmatycy omijają temata jak: seks, religia i polityka. Zawsze.
Do tego dochodzi ludzka słabość, aby osiągnąwszy sukces w jednej dziedzinie próbować uchodzić za autorytet w innych zakresach. Chęć jest zrozumiała, ale jeśli się jej ulegnie to można tylko stracić. Dużo.
(c.b.d.u)
Doskonale to ująłeś. Pomylił rzeczywistości i na chwilę wszedł w rolę trybuna ludowego. Na chwilę. I zupełnie niepotrzebnie.
UsuńRozumiem Twoje rozczarowanie...tym bardziej, że faktycznie po takim artyście człowiek spodziewałby sie większej wrażliowości...szkoda, ze potraktował scenę jako tubę polityczną...czasami "ideały" w konfrontacji z rzeczywistością tracą bardzo wiele...bardzo szkoda..
OdpowiedzUsuńW sumie polityczne były zaledwie dwa wtręty, w tym jeden z podkreśleniem, że nie chce zajmować się tu polityką. Reszta była muzyką, bardzo dobrej jakości, ale coś zazgrzytało. Niestety.
Usuń